Gaza znaczy siła.
Jest gorący czerwcowy dzień, a dokładnie południe 2 czerwca 2024r. Odbywa się właśnie Święto Wolności i Praw Obywatelskich na terenie gdańskiej Stoczni. Za monumentalnym budynkiem Centrum Solidarności rozciągają się ogromne białe namioty, w każdym po kilkadziesiąt organizacji pozarządowych, miejsce na panele dyskusyjne, tłumy ludzi z przyjaciółmi, rodzinami, dziećmi i pytaniami do ekspertów. W całej imprezie bierze udział aż 200 organizacji samorządowych. Między namiotami znajduje się strefa gastronomiczna, sfera atrakcji dla dzieci, aromatyczny ogród miejski gdzie obowiązkowo można spotkać pasjonatów zielarstwa i botaniki (skąd też zbierana jest mięta na pyszne napoje serwowane spragnionym odwiedzającym zupełnie za darmo). Zmęczona drogą pokonywaną rowerem zapadam się w świecie leczniczych ziół, kwiatów i wody nasyconej zapachem mięty. Za chwilę jednak wstaję, bo w namiocie w Sferze Społecznej odbędzie się debata poświęcona Palestynie.
Palestyna jest dla mnie ważna, bo Palestyna boli lub znieczula dzisiejszy świat, stanowi swoisty wrzód na ciele państw wysokorozwiniętych i kostkę do gry dla współczesnych mediów. Palestyna mnie gniecie jak nieoderwana metka od markowych dżinsów produkowanych w krajach trzeciego świata (tak, to celowe określenie) a noszonych przez youtuberów. Przez wszystkich. Tylko z czasem o metkach się zapomina. Palestyna przypomina mi coś ważnego o Polsce.
Przez pierwszy okres od okupacji w strefie Gazy, Europa z Francją na czele darła z krzykiem szaty z hasłami „miłość, wolność, braterstwo”. Na widok zabitych dzieci noszonych na rękach przez zrozpaczonych rodziców, cywilizowany świat poronił wiele słusznych rad, zapowiedzi pomocy i wyrazów sprzeciwu wobec przemocy Izraela. Zdjęcia martwych wraz z rodzicami, którzy przeżyli krzyczały jak matka na porodówce, a świat? Świat poronił – bo to, co urodziło się, nie spełniło warunków braterstwa ani miłości. Konwoje zdarzają się, owszem.
Dotarłam na miejsce debaty.
Sara i Alia. Dwie czarnookie piękności z Bliskiego Wschodu. Tak bliskiego, że kiedy o nim opowiadają, narracja staje się dotkliwą rzeczywistością. Obie mówią perfekcyjnie po polsku, nie mają żadnego obcojęzycznego akcentu, nikt z licznych słuchaczy nie powiedziałby, że pochodzą z Palestyny, a w zasadzie z tego, co po niej pozostało. Tu, w Polsce wychowały się. Rodziny mają tam, daleko, wśród gajów oliwnych.
Sara ma modną, choć skromną sukienkę, czarną grzywkę i tatuaż z serduszkiem nieopodal kostki. Jest lekarką, której moja intuicja chce wierzyć. Gdybym zachorowała, bez wahania poszłabym do Sary. Jej rodzina miała szczęście, wysiedliła się do południowego Libanu. Cały czas mają ze sobą kontakt, tam też dochodzą bezpośrednie relacje ze strefy Gazy. Sara jest emocjonalna, wypowiadane treści poruszają nas, słuchaczy przez pierwotne jej poruszenie. Słuchacze płaczą, niektórzy wychodzą.
Aliah jest ubrana w ciemne spodnie i białą koszulkę. Jest wysoką, stanowczą, rzeczową kobietą. Z zawodu prawniczka. Nikt z obecnych nie podejrzewałby, że jako dziecko w polskim przedszkolu była dyskryminowana za kolor skóry. Było to ponad dwadzieścia lat temu. Nie czterdzieści lat temu, nie sto lat temu. Przeraża mnie, że to były lata dwutysięczne. Przez głowę przebiega mi myśl, że na miejscu Alia, też chciałabym zostać właśnie prawniczką. Albo policjantką. Żeby nikt już nigdy.
Jest jeszcze Beata Mokosz prowadząca dyskusję. Wiceprezeska Stowarzyszenia „Otwarty Ogród”, aktywistka feministyczna i wspaniały człowiek, nie pozostający obojętny wobec krzywdy ludzkiej.
Sara i Alia wiele widziały i słyszały przez czas okupacji. Tylko nie widziały oparów wolności. W przestrzeni panelu dyskusyjnego widnieją zdjęcia zabitych i rannych. Publiczność nieruchomieje. Niektórzy odwracają wzrok.
Są to fotografie oficjalnie krążące w Internecie, do których dostęp może otrzymać każdy chcący tego dostępu. Widzieliśmy je wszyscy, a teraz odwracamy wzrok.
„Izrael sprawił, że niegościnna pustynia, którą kiedyś była Palestyna, stała się zielonym rajem dzięki Syjonistom” – mówi Sara tak, żeby nikt nie uwierzył jej słowom.
Europa i szeroko pojęty świat zachodni bez zachłyśnięcia łyknął kolonialną narrację Izraela. Europa przywiązana do łagodnej jak szerokie azjatyckie rzeki narracji kolonialnej, którą wszak stworzyła delektując się kakao, kawą i orientalnymi przyprawami podawanymi przez etnicznie ubranych służących. To było zawsze w modzie. Obce suknie, słówka, broń palna i naleciałości tworzyły mieszanki kulturowe, które zbudowały współczesną europejską tożsamość. Dalekie zwyczaje bezpruderyjnie wessane w codzienną egzystencję warstw wysokich stały się zwyczajami arystokracji idącej w białych, ciasno wiązanych pantofelkach po cmentarzyskach rdzennych kultur. Kultur starych jak świat, gdyż pierwociny palestyńskie sięgają V w. pne. Zanim stał się twór zwany Izraelem. Nowo-twór.
Anglio, Francjo, Stany Zjednoczone – dokąd sięga wasza tradycja?
Wraz z dobrami materialnymi i ziemiami Palestyny Izrael anektuje wartości kulturowe, tradycje, historię podbitych obszarów. Przy pełnym przyzwoleniu liberalnej Europy i światowego bodygarda w postaci Stanów Zjednoczonych.
Sara i Alia mówią „To nasze. Gościnność jest nasza od wieków. Sposób ubierania jest nasz. Tradycja jest nasza”.
Niszcząc czyli unicestwiając lub przejmując dziedzictwo kulturowe niszczy się naród. Wiedział o tym Hitler, Stalin i spaczony współczesny egalitaryzm popełniający dziwny chocholi taniec z relatywizmem wartości. Wie o tym Izrael.
Świat mówi, że Palestyna to nie jest świata sprawa, że Lewant i sprawy Lewantu to nie sprawy Zachodu. Że niektóre konwoje z pomocą humanitarną dotrą i przecież Zachód pomaga jak może, jednocześnie tworząc strefę do rozmów z Izraelem.
Wojna jest zwana tu okupacją z masowych grobów, śmierdzących nieleczonymi chorobami obozów, w których każdy metr kwadratowy piaszczystej ziemi jest wykorzystany przez niemogących się ruszyć ludzi; z rozjeżdżanych lub pozbawianych prądu szpitali z oddziałami położniczymi i noworodkowymi czyni medialną ciszę.
Zapada coraz cięższa kurtyna milczenia, spod której sączą się izraelskie kłamstwa.
Alia i Sara mówią, że informacje mają od swoich rodzin, tutaj światło nie dociera.
O rozjeżdżanych przez buldożery matkach i wcześniakach w murach szpitalnych nie ma ani słowa w mediach. O ludziach umierających w smrodzie własnych fekaliów i wrzodów nie ma ani słowa. O niedożywionych jak w Sudanie dzieciach i ich rodzicach rozciąga się pajęczyna milczenia, na której siedzi wiecznie głodna pajęczyca Syjon – jeden z największych producentów i dostawców światowej broni i nieetycznych technologii.
Odpytywana przez nielicznych o zbrodnie wojenne odpowiada: „Hamas”, „Państwo Islamskie”, „antysemityzm”. Choć zbrodnie Palestyny w akcie obrony własnej są nieporównywalnie w mniejszej skali niż Izraelskie w Strefie Gazy i na zachodnim brzegu Jordanu. Przecież prawo wojenne nie zezwala na mordowanie kobiet i dzieci, starców i chorych, nie zezwala na operacje bez znieczulenia na szpitalnych korytarzach pośród gruzów, nie popiera mordowania ciężarnych ani onkologicznych pacjentów.
Szpital Al – Agsa – minuta ciszy.
Szpital Al – Szifa – minuta ciszy.
Szpital Al – Anda – minuta ciszy.
Szpital Al-Kuds – minuta ciszy.
Szpital Ar- Rantisi – minuta ciszy.
Minuta to za mało. Lekarze są bezradni. Brakuje sprzętu medycznego, znieczulenia, lekarstw, łóżek. Po odłączeniu prądu lekarze swoimi ciałami ogrzewali kruche ciałka wcześniaków, bo tak małe organizmy nie wykształciły jeszcze mechanizmu termoregulacji. Bez ciepła, tlenu i podawania specjalnych mieszanek sunstancji odżywczych i leków – umrą.
A wojna informacyjna trwa w najlepsze. Izrael zrzuca odpowiedzialność za ataki rakietowe na szpitale na organizacje terrorystyczne działające w Strefie Gazy. Świat zachodni boi się terrorystów więc łyka haczyk. Bardziej się boi od śmierci dzieci, ognia piekielnego i braku ulubionych burgerów na rogu ulicy.
Wojna informacyjna prowadzona przez Izrael jest po to, żeby dla człowieka zachodniego każdy Arab był terrorystą, islamistą fanatykiem o skrajnych poglądach, żebyśmy się bali. A strach oznacza chęć odcięcia się, zamknięcia drzwi i okien, odmowy uczestnictwa w dramacie tych Innych. Takich samych.
Przytoczę fragment wypowiedzi lekarzy opublikowanych w portalu oko.press.
„Na wielu filmach ze szpitali Gazy, jakie oglądam, widać to „piekło” – nie nadają się do pod linkowania. Najbardziej wstrząsające są te z dziećmi – bez rąk, bez nóżek, umierającymi, z wypadającymi wnętrznościami, z rozdzierającym krzykiem rodziców.
Na jednym z filmów lekarz w zgiełku krzyków z brzucha już martwej i zakrwawionej ciężarnej, która prawdopodobnie zginęła w bombardowaniu, nerwowo wyjmuje dziecko. Odcina naprędce pępowinę. Na próżno. U sinego niemowlaczka nie widać żadnych oznak życia. Medyk w rozpaczy wybiega z ciałem przed szpital.
Pielęgniarz Lekarzy bez Granic, Muhammad Hawajreh: „Do szpitala dotarły małe dzieci z głębokimi ranami i poważnymi oparzeniami. Przyszły bez swoich rodzin. Wiele z nich krzyczało, pytając o swoich rodziców. Zostałem z nimi do czasu, kiedy udało nam się znaleźć dla nich miejsce, bo szpital był już pełen pacjentów.”
Hawajreh mówi m.in. o snajperze, który postrzelił kilku pacjentów. Trzech operowali. Karetkę, którą wysłali do miasta po rannych, ostrzelano tuż obok szpitala. „Sytuacja jest bardzo zła, wręcz nieludzka.”
Pod gruzami ciągle są ciała, których nie można pochować, bo nie można dostać się do nich.
Sara i Alia mówią o strachu kobiet przed porodem, przed opieką nad noworodkiem czyli o strachu przed śmiercią.
„Kiedy Palestyna się broni, jest uznawana za terrorystów i antysemitów” – skarżą się – a Zachód nie reaguje. Najłatwiej grać kostką antysemityzmu bo wszyscy boją się być antysemitami”.
Na terenie Lewantu w 1948r wszystkie wyznania żyły zgodnie razem. Meczety, kościoły i synagogi były pełne wyznawców. Żyd mieszkał blisko Muzułmanina i pożyczał od niego pewnie cukier.
Jest przecież tylko 79 lat po wojnie. Cały świat stanął za Tobą wtedy Izraelu.
Zapomnieliśmy?
xxx
Przeżyłam wojnę w pamięci swoich przodków. Jest we mnie wraz z odziedziczonymi genami. Oddycham tym samym powietrzem o dusznym zapachu spalenizny niewysokich kominów, którym oddychali moi poprzednicy. Modlę się do tych samych bóstw na starych obrazkach po mojej babci, Która To Wszystko Widziała Oczami Własnymi i Cudzymi.
Teraz jestem małą dziewczynką w dawno nieistniejącym domu moich rodziców.
Stare obrazki przedstawiają wysmukłe, ciemnoskóre i czarnookie Madonny o twarzy Kory. Anioły na tych obrazkach są nienaturalnie wysokie, szczupłe i większe od najwyższych ludzi, jakich zdarzyło mi się zobaczyć, większe nawet od elementów naszego domu. Anioły na pewno coś obwieszczają, bo one są od obwieszczania tak jak wojna jest od zabijania. Tylko im nie utną głowy jak posłańcom złych wieści. Na obrazkach ludzie z trwogi klękają i garbią się. To trwoga ich garbi, trwoga nimi klęczy i wznosi ich brzydkie twarze o grubych rysach prostopadle do nieba.
Ze strachu są mali, malusieńcy jak główki zapałek. A ich dzieci mają twarze
i sylwetki ludzi dorosłych. Tylko takich śmiesznie mniejszych dorosłych. Tylko mały Jezusek na ścianie nie jest śmieszny w swej udoroślonej dziecinności, bo jest inny. Na obrazkach zawsze trzyma palec wskazujący do góry w geście uczonego, który właśnie coś wygłasza światu. Urbi et orbi. Naucza. Trzymająca Jezusika Madonna jest spokojna o przyszłość syna, lecz smutna. Bo przecież nie został lekarzem, architektem czy prawnikiem, a prorokiem, którego unicestwili na scenie ideologii. Ta matka była smutna tak jak wszystkie inne matki.
Pamiętam, że jako mała dziewczynka leżałam wieczorami w łóżku w ciemnym, zamkniętym pokoju. Z dużego pokoju sączyło się światło. Stał tam duży, ciężki, okrągły stół, a nad nim wisiała lampa. Lampa była świadkiem wypowiadanych i niewypowiedzianych słów. Lampy już nie ma, stół porąbali na opał, tamto mieszkanie zostało sprzedane, ale dusze zmarłych zamienione w ćmy nadal szepczą historie tamtych wydarzeń. Bo prawdę zna ten, który przeżył. Prawda jest w genach i w zapełnianiu lodówki na wieści o wojnie. W zamrażaniu mięsa i uczuć. Bo zepsute mięso i zepsute uczucia są równie kłopotliwe w życiu. Cuchną. Jak ciała rozstrzelane przez Hitlerowców.
Czasem w domu panowała wielodniowa cisza. Babcia kupowała wtedy bilet na pociąg.
Zdarzało się, że babcia widywała różne istoty. Pomijając Anioły, najczęściej były to duchy zmarłych. Czasami przychodziły kogoś odprowadzić, lecz częściej przybywały ostrzec, w nocy, nad ranem i we śnie. Babcia z zawodu była krawcową i najchętniej opowiadała jak te duchy były ubrane. Opowiadała o tym tak pięknie, że dziś będąc dorosłą kobietą jestem w stanie ze szczegółami wyobrazić sobie gustowną zjawę od stóp do głów. Wiem, że miała modną wtedy stójkę, dobrze skrojoną czarną suknię z gorsem i lekkimi pufkami na rękawy. Wiem, że owa elegancka pani pierwszy raz przyszła do babci, kiedy noc przepoczwarzała się w ranek, a było jeszcze granatowo, przyszła do mojej młodej babci wraz z żołnierzami Armi Czerwonej i strachem. Babcia weszła pod podłogę żałując, że długo nie zobaczy księżyca, ani nie usłyszy śpiewu, który kochała. Kiedy szli młodzi mężczyźni ze wschodu, noc była ponoć wyjątkowo piękna i widna. Spod podłogi rozlegał się śpiew.
Xxx
Od 7 października Alia i Sara organizują w Gdańsku marsze dla Palestyny, protesty. Przychodzi na nie niewiele osób, pomimo tego te dwie kobiety nie przestają działać. Uważają, że ludobójstwo i klęskę humanitarną w Palestynie trzeba nagłaśniać i opowiadać o tym cały czas od nowa. Że trzeba mówić o łamaniu Praw Człowieka i edukować ludzi informacjami z pierwszej ręki – jak jest naprawdę. Tam zostały ich rodziny, bliscy, przyjaciele. To ludzie wiedzą najwięcej a nie izraelska propaganda poruszająca strunę strachu. Ważne żeby mówić.
Joanna Janus
Spotkanie odbyło się podczas Dni Palestyny zorganizowanych przez Stowarzyszenie Otwarty Ogród w trakcie Święta Wolności i Praw Obywatelskich w Gdańsku 1-2.06,2024 roku. Pełne sprawozdanie z wydarzenia wraz z relacją fotograficzną znajduje się pod tym linkiem. Nasze Stowarzyszenie opowiada się za Wolną Palestyną publikując materiały na temat Palestyny i Gazy. Nie zapominamy. Polecamy strony www.vivapalestyna.pl; https://www.al-safsaf.com/ przyp. redakcji