Połowa śmierci. Gaza 2024
Teraz jest naprawdę źle. Od siedmiu miesięcy w naszym i cudzym imieniu odbywa się karnawał zbrodni i zemsty, który stanowi znany pokoleniu naszych dziadków „rejestr niesłychanych zbrodni”. Profesor Rafal Lemkin, uchodźca i obserwator drugiej wojny światowej, z niekwestionowanymi okropnościami i rozpoznanymi winnymi, znalazł na wojenny horror odpowiedni termin. Ludobójstwo weszło nie tylko do terminologii prawa
międzynarodowego. Stało się etyczną granicą, poza którą wszelkie usprawiedliwienia sprawców tracą sens.
Manus Midlarsky w swojej książce Ludobójstwo XX wieku, proponuje następującą definicję tego zjawiska: „Przez ludobójstwo będziemy rozumieli organizowane przez państwo systematyczne mordy masowe dokonywane na niewinnych i bezbronnych ludziach – mężczyznach, kobietach i dzieciach – wyodrębnionych na podstawie określonej cechy etniczno-religijnej, mające na celu wyeliminowanie tej grupy z określonego terytorium”
Od siedmiu miesięcy na ekranach naszych komputerów, telefonów, telewizorów, zdjęciach w gazetach i na portalach społecznościowych obserwujemy istną orgię zbrodni popełnionych na wyodrębnionej w ten sposób grupie, obwinionej dodatkowo o wypowiedzenie wojny wielokrotnie silniejszemu przeciwnikowi.
Złamano wszystkie konwencje i prawa wojenne, przepisy humanitarne i zakwestionowano normy etyczne, regulujące funkcjonowanie ludzkiej wspólnoty. Nie będę tu analizować dziejów konfliktu Palestyńczyków z zachodnimi kolonizatorami, ani obalać argumentacji o wydumanych historycznych prawach, którymi usprawiedliwiano wieloletnie prześladowania i zbrodnie dokonywane na autochtonach.
Będę pisać o obojętności, tytułowej „połowie śmierci”. W tym celu uciekłam się do małego podstępu. Założyłam grupę mailingową na Facebooku. Ta platforma, podobnie jak Google i X (znany dawniej jako Twitter), po wybuchu wojny palestyńskiej cenzurowała bezwzględnie wszelkie niewygodne dla Izraela i jego amerykańskich wspólnikach, blokowała konta organizacji palestyńskich i pro palestyńskich, aktywistów albo po prostu ludzi, którym nie podobało się masakrowanie niewinnych. Nie ona, a zakazany obecnie w USA Tik-Tok posłużył do rozpropagowania idei „obozowisk dla Gazy” (Gaza encampments), zainspirowanej namiotowymi miasteczkami budowanymi przez uciekających z bombardowanych przez izraelskie wojsko dzielnic i miast. Gazan. Obserwuję od początku rozprzestrzeniający się w świecie trend studenckich protestów w obronie bezbronnych, masowo mordowanych mieszkańców Gazy. Pomimo zalewu ludobójczej i coraz głupszej propagandy szerzonej przez mainstreamowe zachodnie media, studentki i studenci znaleźli odwagę, by stanąć w obronie bezbronnych.
Potrafią w poruszający sposób informować o cierpieniu matek chowających swe dzieci, żywcem zasypanych i nigdy nie odnalezionych, rozstrzelanych lekarzach, torturach, sztucznym głodzie. Bez wahania są gotowi mówić w imieniu milczących i przywracać ludzką godność prześladowanym. Są o generację młodsi ode mnie i o dwie generacje mądrzejsi. Jakby z niewiadomego źródła pojawił się krwawy cień zbrodni dokonywanych przez niemieckich nazistów kilkadziesiąt lat temu i nastrój walecznego oporu przeciwko masowej zbrodni.
W mojej „eksperymentalnej” grupie mailingowej jednak nie znalazł się nikt spośród nich. Były za to osoby o pół, całą lub nawet dwie generacje starsze od zbuntowanej studenckiej młodzieży. Poważni, stateczni, porządni obywatele. Urzędnicy, nauczyciele akademiccy, działacze organizacji pozarządowych, przedsiębiorcy. I jedna naoczna świadkini ludobójstwa dokonywanego na jej narodzie. Bisan Owda — młoda dziewczyna, która po wybuchu wojny zaczęła filmować i relacjonować dramat Gazy. Zamieszczane przez nią (i innych dokumentalistów) pozwoliły przełamać dominującą narrację w zachodnich mediach (prawo Izraela do samoobrony, walka z terroryzmem) i stanowiły przeciwwagę dla pro izraelskiej propagandy. Bisan, jak i inni dziennikarze i dziennikarki, fotoreporterki i fotoreporterzy, znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ponad 140 osób współpracujących z mediami, padło ofiarą celowych zabójstw, dokonywanych przez służby izraelskie. Jeśli nie
było sposobu, aby zabić namierzonego dziennikarza, mordowano rodzinę. Tak stało się w przypadku szefa biura Al Jazeery w Gazie, Waela al-Dahdouha, który w październiku stracił żonę i trójkę dzieci w izraelskim nalocie.
Tymczasem każda relacja Bisan, zamieszczana w naszej grupie, każde zdjęcie i informacja, powodowały paniczną ucieczkę ludzi, których nigdy nie podejrzewałabym o brak odwagi cywilnej czy moralną obojętność. Nie wiem, czym spowodowana była ich reakcja. Nie mam zamiaru tego dociekać. Jest mi po ludzku przykro i wstyd, że dotyczy do ludzi z mojego kraju, któremu kilkadziesiąt lat temu wielokrotnie silniejszy zbrodniczy sąsiad urządził krwawą łaźnię, która pochłonęła sześć milionów istnień. Przyznaję, że wszyscy popełniamy błędy, ale w obliczu tego, z czym dzisiaj mamy do czynienia, mogę powiedzieć obojętnym tylko to: wy i ja zawsze byliśmy częścią ludzkiego krajobrazu.
Wy i ja nie mamy ze sobą nic wspólnego.
Może rację miał Cyceron, gdy pisał w „Rozmowach tuskulańskich:
„z natury tkwi w naszych umysłach nienasycone pragnienie widzenia prawdy, i że kraina, do której przybędziemy, im bardziej ułatwi nam poznanie rzeczy niebieskich, tym większą wzbudzi w nas żądzę ich zbadania”.
Tylko wtedy, gdy obojętni przezwyciężą swoją ambiwalencję, a milczący zabiorą głos.
Na razie są w połowie martwi.
Dla zainteresowanych wydarzeniami w Gazie, Palestynie polecamy nasze materiały oraz między innymi portal vivapalestyna oraz sprawozdania lekarzy bez granic